Szykując się do szkolenia, przeglądając materiały, program itd. Zaczęłam ponownie czytać moją pracę dyplomową. Oto jej mały kawałek:
„Swobodna Zabawa na świeżym powietrzu”
Zabawa to najwyższa forma badań naukowych – przekonywał Albert Einstein. Niestety mimo niekwestionowanego autorytetu tego geniusza dzieci wciąż wtłacza się w sztywne ramy niemal wojskowej dyscypliny. Pozbawia je to możliwości rozwoju własnych talentów czy nauki samodzielności, jednocześnie pozbawiając pewności siebie, ciekawości świata i radości odkrywania go. Jak dowodzą badania naukowe, krzywd, jakie wyrządza dzieciom powszechnie przyjęty system edukacji, jest znacznie więcej. Na szczęście jest dostępna alternatywa.
Jesteśmy świadkami ogromnej zmiany w sposobie, w jaki dzieci spędzają czas. Rodzice prześcigają się w organizowaniu swoim pociechom najróżniejszych zajęć dodatkowych: sportowych, językowych, hobbystycznych, a także wszelkich innych, często inspirowanych popularnymi programami telewizyjnymi: tanecznymi, kulinarnymi i innymi talent show. Z drugiej strony wiele dzieci po powrocie do domu godzinami przesiaduje przed monitorami telewizorów, komputerów, telefonów komórkowych. Wszystko to służy jednak raczej rodzicom niż dzieciom. Nieustannie zajęte dziecko realizuje ich własne ambicje i zapewnia im miejsce w peletonie wyścigu szczurów. Kilka godzin spędzonych przez dziecko przy monitorze zapewnia rodzicom spokój. Wielu z nich ma też poczucie, że mają dziecko pod opieką, bo na zewnątrz mogłyby na nie czyhać zagrożenia (niezwykle mało prawdopodobne, ale chętnie nagłaśniane przez media podsycające lęki, aby utrzymać zainteresowanie i uwagę odbiorców). „Sądzę, że niektórzy rodzice oszukują siebie samych, że to dobre dla ich dzieci. Ale tak nie jest. To dobre dla rodziców, dla ich wizerunku. To, co widzimy, zwłaszcza w Szwecji, to to, że coraz więcej dzieci trafia nawet do szpitala z powodu nadmiernego stresu. Obserwujemy to też w Niemczech i w innych krajach. To na pewno nie jest w najlepszym interesie dziecka, a przez to także i rodziców. Myślę, że głęboko w sercu wszyscy rodzice chcą tego samego – żeby ich dzieci były zdrowe i szczęśliwe. A czy nauczą się chińskiego czy nie, to nie jest już takie ważne” – mówi Jesper Juul, duński terapeuta rodzinny, autor m.in. książki „Twoje kompetentne dziecko”.
Jeśli chodzi o same dzieci, to niedostatek swobodnej zabawy bardzo krzywdzi je – ostrzega dr Gwen Dewar z Parenting Science. Jeśli już pozwala im się na zabawę, to jest ona ustrukturyzowana, zorganizowana, odbywa się na z góry ustalonych zasadach (niezależnie czy są to zajęcia sportowe prowadzone przez trenera czy też gra komputerowa napisana przez dorosłych). Zmieniają się także podwórka. Jest na nie coraz mniej przestrzeni, a tworzone w zamian place zabaw, tworzone spod jednej sztancy, pozostawiają niewiele miejsca na używanie wyobraźni, kreatywność, samodzielność.
Badania na mózgach dzieci są nieetyczne. Dlatego w ustaleniu, czy zabawa rzeczywiście ma znaczenie w rozwoju centralnego układu nerwowego, pomogły niezawodne gryzonie. Część z nich miała mnóstwo czasu na swobodną zabawę, a także do woli zabawek, inne pozbawiono tej możliwości. Dzięki temu wiemy, że zabawa znacznie zwiększa wydzielanie neurotroficznego czynnika pochodzenia mózgowego (BDNF, ang. brain-derived neurotrophic factor), białka wydzielanego przez neurony, należącego do rodziny czynników wzrostu nerwów. Rozbawione zwierzęta miały więcej tkanki w korze mózgowej niż pozostałe. W praktyce okazało się, że były też mądrzejsze, na przykład szybciej odnajdowały wyjście z labiryntu.
W wypadku ludzi wpływ swobodnej zabawy i jej braku oceniamy na podstawie krótko- i długofalowych efektów, porównując grupy prowadzące różny tryb życia i uczęszczające do różnych przedszkoli i szkół.
Sergio Pellis z University of Lethbridge w Kanadzie twierdzi, że jeśli chodzi o rozwój ludzkiego mózgu, to czas spędzany w szkole może być mniej istotny niż ten z kolegami na podwórku. „Swobodna zabawa rozwija połączenia neuronalne w przednich łatach mózgowych. U dzieci, które nie mają wystarczająco czasu na zabawę nie zauważyliśmy takich modyfikacji” – ustalił naukowiec. Tymczasem są one niezbędne, aby dojrzale regulować swoje emocje, tworzyć plany czy rozwiązywać problemy. Specjalista nie ma wątpliwości, że swobodna zabawa jest niezbędna, by zdobyć umiejętności kluczowe, żeby zostać szczęśliwym, produktywnym dorosłym.
Okazuje się m.in., że dzieci pozbawione możliwości swobodnej zabawy nie tylko nie rozwijają cech potrzebnych do szczęśliwego życia, ale częściej cierpią też z powodu różnych psychopatologii – alarmuje dr Peter Gray, psycholog badający rolę zabawy w rozwoju, znany krytyk tradycyjnego systemu edukacji. „Częstość występowania lęków, depresji, poczucia beznadziei, a także narcyzmu wzrosła wśród młodych ludzi w podobnym stopniu, w jakim ograniczyli oni czas spędzany na zabawie” – pisze Gray.
Amerykańska badaczka Jean Twenge ustaliła z kolei, że częstość występowania lęków i depresji wśród dzieci i nastolatków jest obecnie znacznie większa niż w czasie wielkiego kryzysu, drugiej wojny światowej czy burzliwych lat 60. i początku 70. „W tym samym okresie, w którym czas przeznaczony na zabawę zaczął się skracać, wzrósł wśród dzieci odsetek zaburzeń psychicznych. Zespół lęku uogólnionego i epizody depresyjne diagnozuje się pięć do ośmiu razy częściej niż w latach 50. W tym samym czasie liczba samobójstw wśród osób w wieku 15-24 lat podwoiła się, a wśród tych do 15. roku życia wzrosła czterokrotnie” – alarmuje Gray. Dodaje, że im mniej okazji do swobodnej zabawy, tym mniej wśród młodych empatii, a więcej cech narcystycznych.
„Najprostszym wyjaśnieniem tej zmiany jest fakt, że społeczeństwo, my sami, zmusiliśmy dzieci do przebywania w środowisku, które powoduje, iż czują się one nieszczęśliwe, niespokojne, przygnębione czy bezsilne. Być może więc należy umożliwić dzieciom spędzanie czasu na zajęciach, które je uszczęśliwiają” – mówi Gray.
Jak podaje amerykańskie Centers for Disease Control, w ciągu ostatnich lat znacznie wzrósł odsetek dzieci, u których zdiagnozowano ADHD (ang. attention deficit hyperactivity disorder, dosł. zespół nadpobudliwości z deficytem uwagi; w klasyfikacji ICD-10 jako zaburzenia hiperkinetyczne). W 2003 r. w USA było ich 7,8 proc., w 2007 r 9,5 proc., a w 2011 r. – 11 proc. Wielu naukowców, m.in. Angela Hanscom, terapeutka dziecięca i założycielka TimberNook (programu mającego na celu rozwój kreatywności i niezależności dzieci poprzez kontakt z naturą), jest zdania, że wzrost liczby dzieci, u których diagnozuje się ADHD, niekoniecznie jest związany z rzeczywistym wzrostem zachorowań. Hanscom sugeruje, że powodem może być coraz dłuższy czas spędzany przez dzieci w w żłobkach, przedszkolach i szkołach. Podobne wyniki przyniosły europejskie badania. Dzieci, które dziennie przebywają w żłobku najdłużej (8-9 godzin), mają podwyższony poziom kortyzolu, czyli hormonu stresu – wynika z badań norweskich naukowców, m.in. z The Norwegian University of Science and Technology i University of Oslo.
Angela Hanscom ustaliła z kolei, że tylko jedno na dwanaścioro dzieci w wieku szkolnym, ma właściwą siłę mięśniową i prawidłowo rozwinięty zmysł równowagi. Nie ulega wątpliwości, że wynika to ze zbyt dużej liczby godzin spędzanych przy biurku i niedostatku swobodnego ruchu. Prof. Hans Joachim Wilke z University of Ulm wyliczył, że o ile obciążenie kręgosłupa wynosi 100 proc. kiedy stoimy, o tyle kiedy siedzimy – 80 proc., ale jeśli siedząc, zgarbimy się, obciążenie wzrasta do 190 proc. Specjaliści od ergonomii ostrzegają, że zajęcia fizyczne tylko pozornie są bardziej obciążające niż czas spędzany przy biurku. Podczas zajęć fizycznych mięśnie naprzemiennie kurczą się i rozciągają. Ten proces wzmaga dopływ krwi do nich, a wraz z nią tlenu i składników odżywczych. Odprowadzane są z kolei szkodliwe produkty przemiany materii. Gdy siedzimy przy biurku, zwykle przygarbieni, mięśnie są długotrwale napięte (co prowadzi do degeneracyjnych zmian w stawach), jednostajnie uciskają na naczynia krwionośne i nerwy, wywołując uczucie ogólnego zmęczenia. Gromadzące się w mięśniach toksyczne produkty przemiany materii nie są usuwane, powstają opuchlizny. Nierównomierne uciśnięcie dysków kręgosłupa prowadzi do ich przesuwania i wypadania.
Dzieciom urozmaicony ruch jest niezbędny także do rozwinięcia zmysłu równowagi. I nie wystarczą dwie godziny zajęć fizycznych tygodniowo po 45 minut, ale kilka godzin nieprzerwanej aktywnej zabawy kilka razy w tygodniu (Bjorkland i Pellegrini ustalili, że zajęcia szkolne są zbyt ustrukturyzowane, opierają się na zasadach ustalonych przez dorosłych; aby odnieść wszystkie korzyści płynące z zabawy, trzeba się naprawdę dobrze bawić). Żeby dzieci były gotowe wysiedzieć w szkolnej ławce i utrzymać skupienie tak długo, jak wymaga tego współczesny system edukacji, rozwój fizyczny trzeba zacząć już od najmłodszych lat.
„Pracowałem z rodzinami 40 lat i stopniowo odkrywałem w pracy klinicznej, że większość tego, czego nauczyłem się z psychologii rozwoju, była błędna. Na szczęście, od tamtej pory nauka doszła do tego samego wniosku. Trenowanie dzieci zawsze było po coś. Nie chodziło o to, czym jest dziecko, kim są dzieci. Punktem wyjścia było to, czego chce społeczeństwo. To było łatwe – wytrenować dzieci na posłusznych robotników” – mówi Jesper Juul.
W szkole dzieci nie podejmują decyzji, lecz wypełniają polecenia dorosłych, którzy zaspokajają większość ich potrzeb oraz podsuwają rozwiązania, wskazują pożądane schematy zachowań, nie pozostawiając miejsca na własne doświadczenie i samodzielne wyciąganie wniosków. W artykule opublikowanym w „The Wall Street Journal” zatytułowanym „The Test Chinese Schools Still Fail” wpływowy chiński nauczyciel Jiang Xueqin pisze: „Porażki systemu nauki na pamięć są znane: brak umiejętności społecznych, samodyscypliny, wyobraźni, zaciekawienia, pasji do nauki”. Coraz więcej naukowców i wychowawców skłania się ku umożliwianiu dzieciom swobodnej zabawy. Jest ona coraz bardziej doceniana na świecie. Jedną z najbardziej znanych placówek stawiających na ten model jest nowozelandzka Swanson School. „Poprzez zabawę dzieci uczą się rozwiązywania problemów, ponoszenia konsekwencji i współpracy z innymi. Te umiejętności są równie ważne jak te zdobywane podczas tradycyjnych lekcji” – czytamy na stronie szkoły. Dzieci budują domki, wspinają się na drzewa, walczą na niby czy po prostu leżą na trawie i rozmawiają.
Do szkoły Swanson trafia sporo dzieci z różnymi problemami wychowawczymi. Co ciekawe, mimo że w wolnym czasie nie obowiązują je niemal żadne reguły, to po pewnym czasie problemy znikają. Bruce McLachlan, dyrektor szkoły, zauważa różnice przede wszystkim w zwiększeniu niezależności, kreatywności, poprawieniu koordynacji i równowagi, umiejętności rozsądnego podejmowania ryzyka, a także lepszej koncentracji w czasie lekcji.
Najważniejsze dla McLachlana było zapewnienie dzieciom dużej przestrzeni, z której mogą korzystać w czasie przerw. Pozwolił im też przynosić rowery. Badania prowadzone w ramach programu TimberNook wskazują, że im więcej przestrzeni dzieci mają do dyspozycji, tym bardziej niezależne i pomysłowe się stają.
Niezbędnym elementem umożliwiającym dzieciom swobodną zabawę jest zaufanie do nich. Dorośli powinni więc być jak najmniej obecni w zajęciach dzieci. Dzięki temu uczniowie muszą dochodzić do własnych wniosków i samodzielnie rozwiązywać problemy, zamiast odwoływać się do opiekunów.
Aby dzieci mogły rozruszać ciało, pobawić się, doświadczyć i zauważyć swoje emocje, a także zatopić się w świat swojej wyobraźni, potrzebują czasu. Dlatego w szkole Swanson przerwy trwają 40 minut.
Aby pobudzić wyobraźnię dzieci, dyrektor McLachlan zadbał, by na terenie, na którym uczniowie spędzają przerwy, znalazło się trochę desek, opon czy węży ogrodniczych.
Uczniowie, którzy bawią się tego typu przedmiotami codziennego użytku robią o 13 kroków na minutę więcej i bawią się z większą energią niż te spędzające czas na placach zabaw – wykazały badania przeprowadzone przez naukowców z RMIT University w Melbourne. Ponadto potwierdziło się, że dzieci, które mają możliwość swobodnej zabawy i korzystania z prostych przedmiotów, inspirujących do korzystania z wyobraźni są bardziej kreatywne, łatwiej odnajdują się w grupie i rozwiązują problemy. „Konwencjonalne place zabaw są zaprojektowane przez dorosłych. Nie uwzględniają tego, jak chcą się bawić dzieci” – twierdzi dr Brendon Hyndman ze School of Medical Sciences.
Alternatywą wobec placów zabaw są naturalne obszary, takie jak łąki, lasy czy pola. Dopiero tam dzieci mają możliwość samodzielnie wymyślić zabawę, rozwinąć wyobraźnię, wzmocnić samodzielność. Ważne, aby w tym procesie nie przeszkadzali ani nawet nie uczestniczyli dorośli. „Moim zdaniem, największą stratą dzieci w ostatnim trzydziestoleciu jest fakt, że nie istnieje dla nich żadna przestrzeń wolna od dorosłych (…). Życie dzieci nigdy nie było bardziej ograniczone niż teraz. Dorośli są przez cały dzień przy nich i je kontrolują” – pisze Jesper Jull w książce „Przestrzeń dla rodziny”. W takich warunkach dzieci nie mają możliwości podejmowania niezależnych decyzji i ponoszenia ich konsekwencji, a przez to także nauki samodzielności, swoich umiejętności i ograniczeń.
Gray zauważa, że zabawa uczy dzieci ustalania i przestrzegania zasad, podejmowania decyzji, regulowania emocji i współpracy z innymi. Tymczasem większość szkół promuje współzawodnictwo, a nie współpracę. Badania nie pozostawiają jednak wątpliwości, że swobodna zabawa jest tym, czego dzieci potrzebują znacznie bardziej niż przesiadywania choćby na najciekawszych lekcjach. Niemiecki rząd zlecił przeprowadzenie na dużą skalę badań porównujących osoby, które ukończyły 50 różnych przedszkoli, których program opierał się na zabawie, z tymi, które ukończyły 50 różnych przedszkoli wykorzystujących akademicki model nauki. Już w czwartej klasie szkoły podstawowej dzieci, które w przedszkolu głównie się bawiły, znacznie przewyższały pozostałe we wszystkich użytych testach (m.in. czytania, zdolności matematycznych, ale także przystosowania społecznego i emocjonalnego).
Podobne wyniki przynoszą badania przeprowadzone w USA. W eksperymencie rozpoczętym w 1967 r. przez Davida Weikarta, psychologa i twórcy programu edukacyjnego HighScope Curriculum, 68 dzieci z biednych rodzin Michigan podzielono na trzy grupy. Jedna uczęszczała do żłobka, w którym większość czasu spędzały na swobodnej zabawie, druga była pod bardziej nadzorowana przez dorosłych, a trzecia miała zorganizowany czas głównie na nauce. Ci z ostatniej grupy na początku szkoły radziły sobie lepiej niż pozostałe, ale ta przewaga szybko zniknęła. Te badania są jednak szczególnie istotne z innego powodu – uczestnicy eksperymentu zostali poddani testom 15 lat później, a także gdy skończyli 23 lata. W obu wypadkach różnice w osiągnięciach szkolnych były niezauważalne, za to ogromne dysproporcje dotyczyły rozwoju emocjonalnego i umiejętności społecznych. Ci, którzy najmłodsze lata spędzili na nauce, znacznie częściej popadali w konflikty z innymi, przejawiali cechy niedostosowania emocjonalnego, rzadziej zawiązywali związki małżeńskie i mieszkali ze współmałżonkami, częściej niż pozostali popełniali przestępstwa.
Zabawa jest najbardziej naturalną i najskuteczniejszą formą nauki nie tylko dla ludzi. Gray zauważa, że wszystkie małe ssaki dużo czasu poświęcają na zabawę, mimo że zużywają cenną energię, a często ich zabawy nie są zupełnie bezpieczne. Pisał o tym już w 1898 r. niemiecki filozof, twórca oryginalnej teorii zabawy Karl Groos. Przekonywał, że zabawa jest niezbędna, by zwierzęta trenowały umiejętności, które będą im potrzebne, aby przetrwać i zapewnić ciągłość gatunku.
W 1901 r. Gross wydał książkę „Die Spiele der Menschen” (Zabawy ludzi), w której rozszerzył swoją koncepcję na ludzi. Zwrócił uwagę, że ludzie muszą się nauczyć znacznie więcej niż wszelkie inne gatunki, dlatego potrzebują najwięcej zabawy. I bardzo tę zabawę lubią. Międzynarodowe badania zlecone przez IKEA wykazały, że to ulubione zajęcie dzieci. 86 proc. z nich woli je niż granie na komputerze, a 89 proc. przedkłada je nad oglądanie telewizji.
Tymczasem na tę zabawę jest coraz mniej czasu. W 1997 r. socjolog Sandra Hofferth opublikowała wyniki badań, w których porównała czas, jaki dzieci spędzają na różnych aktywnościach z zajęciami dzieci w tym samym wieku (6-8 lat) z 1981 r. Okazało się, że w ciągu 16 lat o 18 proc. wydłużył się czas spędzany przez dzieci w szkole, a o 145 proc., czas poświęcany na odrabianie pracy domowej. Czas spędzany na rozmowach z domownikami skrócił się o ponad połowę, zaś czas wypełniony swobodną zabawą – skurczył się o 25 proc.. Po kolejnych sześciu latach (w 2003 r.) o 32 proc. wydłużył się czas poświęcany odrabianiu zadań domowych, zaś czas zabawy skrócił się o kolejne 7 proc..
Przypłacamy to m.in. spadkiem kreatywności. Kyung-Hee Kim, psycholog z College of William and Mary w Wirginii, ustalił, że kreatywność amerykańskich dzieci i młodzieży zmniejsza się od 1984 r. Kim w artykule „The Creativity Crisis” (Kryzys kreatywności) opublikowanym na łamach „Creativity Research Journal” pisze, że „dzieci wyrażają mniej emocji, mają mniej energii, są mniej rozmowne, mniej dowcipne, myślą bardziej konwencjonalnie, są mniej żywotne, mniej spostrzegawcze, trudniej im tworzyć skojarzenia, dedukować i spojrzeć na sprawę z innej perspektywy”. Kreatywności nie można jednak nauczyć. Można tylko pozwolić dzieciom odkryć ją w sobie i rozwijać w czasie zabawy. Warto zauważyć, że wielu geniuszy pielęgnowało w sobie naturalną, wczesnodziecięcą kreatywność. Wspomniany Albert Einstein swoje osiągnięcia w fizyce i matematyce uznawał za wynik „złożonych zabaw”.
Niezwykle istotne jest, aby dziecko nauczyło się umiejętności potrzebnych do nawiązywania satysfakcjonujących relacji z sąsiadami, współpracownikami, tworzenia relacji z przyjaciółmi i rodziną. Trudno o lepszą okazję do tego niż zabawa, na przykład w dom, podczas której zwykle dłużej trwa negocjowanie, kto będzie odgrywał jaką rolę i co się będzie działo w wyimaginowanym domu, niż sama zabawa.
„Zabawa odgrywa niezwykle ważną rolę w rozwoju psychofizycznym dziecka. Zaspokaja jego istotne potrzeby rozwojowe, rozwija myślenie przyczynowo-skutkowe i inne funkcje psychomotoryczne, pobudza wreszcie do zdobywania wiedzy i rozwija orientację w świecie przyrody, przedmiotów i życia społecznego. W zabawie kształtuje się także psychologiczna struktura złożonych form działania, rozwijają się schematy czynnościowe i poznawcze w odniesieniu do rozmaitych dziedzin rzeczywistości. Schematy te tworzą sieć operacyjną. Dzięki zabawie rozwijają się u dziecka zdolności twórcze i relacje emocjonalne. Tak więc ta forma aktywności nie tylko umożliwia dziecku poznawanie świata i siebie, ale także stymuluje jego wszechstronny rozwój” – pisze Bożena Muchacka z Uniwersytetu Pedagogicznego im. KEN w Krakowie w pracy „Zabawa w poznawczym rozwoju dziecka”.